Przepraszam Was, ale muszę zakończyć tego bloga :c Nie mam czasu, tak samo jak weny...
Ten blog był moim pierwszym blogiem. Założyłam go, po koleżanka nalegała, uległam, ale potem się wkręciłam.... Przepraszam Was jeszcze raz...
Do zobaczenia, może na innych blogach! <3
piątek, 25 kwietnia 2014
piątek, 21 lutego 2014
Rozdział 26.
(Ally)
Byłam załamana. Nie dość, że wyjeżdżam z miasta, od moich przyjaciół, Austina to jeszcze... Jakaś mała część mnie umarła... Zdążyłam pokochać to dziecko. Austin na pewno też. Ale dlaczego ja wzięłam te tabletki? Dlaczego ja na to pozwoliłam? Jestem głupia... Do mojej sali weszła Kate.
- Trzymasz się jakoś? - zapytała.
- Jakoś - odparłam wgapiając się w ścianę.
- Nie martw się... Będzie dobrze...
- Co będzie dobrze?! Czy Nicolas albo Olivia zmartwychstanie?! No chyba nie...
- Nie, nie stanie się tak. Jednak życie toczy się dalej - blondynka usiadła na łóżku przy mnie i złapała za rękę.
- Ty mnie zawsze potrafiłaś pocieszyć - uśmiechnęłam się nieudolnie.
- A ty mnie - odwzajemniła gest.
Chwilę jeszcze rozmawiałyśmy. Potem do mojej sali wszedł lekarz.
- Jutro pani wychodzi - oznajmił i wyszedł.
- To ja już idę - powiedziała Kate. - 3maj się młoda.
Nadal nie byłam w dobrym stanie psychicznym. Kiedy byłam pewna, że moja siostra wyszła ze szpitala, odpięłam się od wszystkich rurek i tych wszystkich respiratorów i wyszłam z sali. Chodziłam wolno po korytarzu, ignorując pielęgniarki które mnie opieprzały. Nagle osunęłam się powoli na ziemię...
(Austin)
- Oj, stary, nie fajnie - usłyszałem od Deza.
- Chujowo raczej - odparłem.
- Co masz zamiar teraz zrobić? - zapytał cicho. Co jak co, ale Dez zawsze mnie rozumiał.
- Nie wiem... Jak sobie pomyślę, że ja i Ally zostaniemy rozdzieleni to mam ochotę się pociąć.
- Stary, weź się w garść! - krzyknął, przez co poczułem na sobie spojrzenia wszystkich osób w pizzeri.
- Ale co ja mogę zrobić?
- Jedź za nią. Walcz o nią.
- Łatwo ci mówić - mruknąłem. - Jak mam pojechać? Nie mam nawet kasy na samolot.
- Pożyczę ci. Tylko przestań tak dramatyzować!
- Dzięki Dez. Napewno ci oddam od razu jak tylko będę miał.
- Nie musisz. Uznaj to za rodzaj pożyczki w Providencie, której nie trzeba spłacać - uśmiechnął się.
- Kurde, dzięki. Sorry, ale muszę już iść. Do Ally.
- Rozumiem. Leć.
Puściłem się pędem w stronę szpitala. Dez był najlepszym kumplem, jakiego kiedykolwiek miałem. Aha, zapomniałem, że nigdy nie miałem prawdziwego przyjaciela. Każdy chciał żeby mu coś kupować. Dez taki nie jest. On jest najlepszy.
Szybko dotarłem do szpitala. Wszedłem do sali Ally. Jednak nie było jej tam. Rzuciłem się do recepcji.
- Tak? - zapytała pielęgniarka.
- Dziewczyna... - sapałem. - Przywieźli ją tu... Wczoraj, połknęła tabletki... Poroniła... Taka brunetka...
- Aha, pamiętam. Jest przewieziona na OIOM. Nagle wyszła z sali, i się przewróciła. Taki wstrząs miała.
Ally, co ty zrobiłaś?!, pomyślałem. Pobiegłem do sali, w której rzekomo leży brunetka. Spała tam. Była podpięta do kilkunastu rurek. Poczułem, że łza leci mi po policzku. Wytarłem ją, tak, żeby nikt nie widział. Ale nagle zauważyłam na korytarzu ją. Maggie. Podszedłem do blondynki.
- Cześć Maggie - przywitałem się. Uśmiech mimowolnie pojawił mi się na twarzy.
- Austin? Dawno cię nie widziałam! - dziewczyna odwzajemniła gest. - Dlaczego tu jesteś?
Wskazałem na salę Ally.
- O matko... Tak mi przykro...
- Mi też... - mruknąłem.
- Chcesz pogadać? - zapytała.
Szybko pokiwałem głową.
Oł, maj gasz xdd Nareszcie napisałam. Wiem, że mnie zabijecie, ale doszłam do wniosku, że trudno jest pisać 3 blogi, pisać 4 książki, rozkręcać swoją niezaczętą jeszcze karierę i pogodzić jeszcze naukę. Dobra, nie przedłużam. Komentujcie! ;3
Byłam załamana. Nie dość, że wyjeżdżam z miasta, od moich przyjaciół, Austina to jeszcze... Jakaś mała część mnie umarła... Zdążyłam pokochać to dziecko. Austin na pewno też. Ale dlaczego ja wzięłam te tabletki? Dlaczego ja na to pozwoliłam? Jestem głupia... Do mojej sali weszła Kate.
- Trzymasz się jakoś? - zapytała.
- Jakoś - odparłam wgapiając się w ścianę.
- Nie martw się... Będzie dobrze...
- Co będzie dobrze?! Czy Nicolas albo Olivia zmartwychstanie?! No chyba nie...
- Nie, nie stanie się tak. Jednak życie toczy się dalej - blondynka usiadła na łóżku przy mnie i złapała za rękę.
- Ty mnie zawsze potrafiłaś pocieszyć - uśmiechnęłam się nieudolnie.
- A ty mnie - odwzajemniła gest.
Chwilę jeszcze rozmawiałyśmy. Potem do mojej sali wszedł lekarz.
- Jutro pani wychodzi - oznajmił i wyszedł.
- To ja już idę - powiedziała Kate. - 3maj się młoda.
Nadal nie byłam w dobrym stanie psychicznym. Kiedy byłam pewna, że moja siostra wyszła ze szpitala, odpięłam się od wszystkich rurek i tych wszystkich respiratorów i wyszłam z sali. Chodziłam wolno po korytarzu, ignorując pielęgniarki które mnie opieprzały. Nagle osunęłam się powoli na ziemię...
(Austin)
- Oj, stary, nie fajnie - usłyszałem od Deza.
- Chujowo raczej - odparłem.
- Co masz zamiar teraz zrobić? - zapytał cicho. Co jak co, ale Dez zawsze mnie rozumiał.
- Nie wiem... Jak sobie pomyślę, że ja i Ally zostaniemy rozdzieleni to mam ochotę się pociąć.
- Stary, weź się w garść! - krzyknął, przez co poczułem na sobie spojrzenia wszystkich osób w pizzeri.
- Ale co ja mogę zrobić?
- Jedź za nią. Walcz o nią.
- Łatwo ci mówić - mruknąłem. - Jak mam pojechać? Nie mam nawet kasy na samolot.
- Pożyczę ci. Tylko przestań tak dramatyzować!
- Dzięki Dez. Napewno ci oddam od razu jak tylko będę miał.
- Nie musisz. Uznaj to za rodzaj pożyczki w Providencie, której nie trzeba spłacać - uśmiechnął się.
- Kurde, dzięki. Sorry, ale muszę już iść. Do Ally.
- Rozumiem. Leć.
Puściłem się pędem w stronę szpitala. Dez był najlepszym kumplem, jakiego kiedykolwiek miałem. Aha, zapomniałem, że nigdy nie miałem prawdziwego przyjaciela. Każdy chciał żeby mu coś kupować. Dez taki nie jest. On jest najlepszy.
Szybko dotarłem do szpitala. Wszedłem do sali Ally. Jednak nie było jej tam. Rzuciłem się do recepcji.
- Tak? - zapytała pielęgniarka.
- Dziewczyna... - sapałem. - Przywieźli ją tu... Wczoraj, połknęła tabletki... Poroniła... Taka brunetka...
- Aha, pamiętam. Jest przewieziona na OIOM. Nagle wyszła z sali, i się przewróciła. Taki wstrząs miała.
Ally, co ty zrobiłaś?!, pomyślałem. Pobiegłem do sali, w której rzekomo leży brunetka. Spała tam. Była podpięta do kilkunastu rurek. Poczułem, że łza leci mi po policzku. Wytarłem ją, tak, żeby nikt nie widział. Ale nagle zauważyłam na korytarzu ją. Maggie. Podszedłem do blondynki.
- Cześć Maggie - przywitałem się. Uśmiech mimowolnie pojawił mi się na twarzy.
- Austin? Dawno cię nie widziałam! - dziewczyna odwzajemniła gest. - Dlaczego tu jesteś?
Wskazałem na salę Ally.
- O matko... Tak mi przykro...
- Mi też... - mruknąłem.
- Chcesz pogadać? - zapytała.
Szybko pokiwałem głową.
Oł, maj gasz xdd Nareszcie napisałam. Wiem, że mnie zabijecie, ale doszłam do wniosku, że trudno jest pisać 3 blogi, pisać 4 książki, rozkręcać swoją niezaczętą jeszcze karierę i pogodzić jeszcze naukę. Dobra, nie przedłużam. Komentujcie! ;3
wtorek, 28 stycznia 2014
Rozdział 25
(Ally)
Dlaczego ja to zrobiłam? Dlaczego pocałowałam Jacka? Jestem głupia... Tylko żeby Austin mi wybaczył... Kiedy przyszłam na łóżko, od razu walnęłam na łóżko. Chciało mi się spać, ale nie mogłam zasnąć. Wreszcie się na to zdecydowałam. Wiem, że to było z mojej strony nie rozsądne. Zeszłam na dół. Moich rodziców nie było w domu. Powoli skierowałam się w stronę szafki z lekami. Otworzyłam ją. Wyjęłam małe pudełeczko z tabletkami nasennymi. Zażyłam jedną. Na wszelki wypadek, wzięłam całe pudełko na górę. Położyłam się na łóżku. Znowu nie mogłam zasnąć. Wzięłam jeszcze dwie tabletki. Kiedy się położyłam trzeci raz, nareszcie usnęłam....
(Austin)
Po 23 wróciłem do domu Ally. Chciałem zabrać moje rzeczy. Kiedy weszłem do jej pokoju, brunetka spała. Nagle walnęłem nogą o jakiś stolik.
- Kurwa! - krzyknąłem.
Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że Ally nawet nie drgnęła. Podszedłem do niej. Powoli ją ruszyłem. Nic. Zaczęłem ją mocniej kołysać.
- Ally, to nie jest śmieszne...
Brunetka nadal się nie obudziła. Na jej szafce zauważyłem puste do połowy pudełko z lekami. Wiedziałem co się stało.
- Ja jebie... - powiedziałem.
Wyjąłem telefon. Wykręciłem numer po pogotowie. Opisałem im sytuację. Powiedzieli, że przyjadą. Wyszedłem na dwór z dziewczyną na pole. Znaczy, trzymałem ją na rękach. Szybko nadjechał ambulans. Dali ją na nosze i zmierzyli puls.
- Żyje... - powiedział ratownik.
- Mogę jechać z wami? - zapytałem. - Jestem jej chłopakiem...
Mężczyzna pokiwał głową.
- Bo ona jest w ciąży... - powiedziałem cicho.
- Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą - odparł z uśmiechem drugi ratownik.
WTF, pomyślałem. Postanowiłem, że zadzwonie do rodziców Ally. Byli zdenerwowani, ale obiecali że przyjadą. Bałem się. O Ally i nasze dziecko. Trzymałem ją za rękę. Kiedy dojechaliśmy, od razu przewieźli ją na salę operacyjną. Usiadłem na krzesełku. Ręce mi się trzęsły, i się spociłem. Zaraz przybiegli rodzice Ally. Opowiedziałem im wszystko. Teraz pozostało nam czekać...
Po godzinie wyszedł lekarz. Nie miał szczęśliwej miny.
- Co z Ally? - zapytałem.
- Mam dwie wiadomości. Dobrą i złą.
- Niech pan najpierw powie dobrą - powiedział tata Ally.
- Panna Ally żyje. A zła to tak... Panna Ally straciła ciąże...
Nie wierzyłem w to. Jak to możliwe? Stałem chyba z 10 minut, nie dowierzając w jego słowa. Nasze dziecko... Ono umarło... Jak Ally na to zareaguje? Byłem chyba najbardziej nieszczęśliwym człowiekiem na świecie. Po chwili z sali wyjechała brunetka. Była podłączona do kilku rurek. Była nieprzytomna. Pielęgniarki zawiozły ją do osobnej sali. Rodzice Ally musieli jechać do domu. Ja przy niej zostałem. Oparłem się na krześle obok jej krzesła. Nawet nie pamiętałem momentu, w którym zasnęłem...
- Austin... - obudził mnie jakiś cieniutki głos.
- Ally - od razu się zerwałem.
- Co z naszym dzieckiem?
- Ono... - ciężko było mi to powiedzieć - Nie żyje... Poroniłaś...
Brunetka zaczęła gorzko płakać. Próbowałem ją jakoś pocieszyć.
- Ally, jestem przy tobie. Obiecuję, że nigdy cię nie zostawie...
- Ale... Jakaś część mnie umarła... Dlaczego wzięłam te tabletki? - była zrozpaczona.
- Nie płacz już, proszę - otarłem jej łzy z policzka.
Nagle do sali wparowali rodzice Ally.
- Dziecko... Tak mi przykro - matka dziewczyny przytuliła ją.
- Ally, musimy ci z mamą coś powiedzieć - rzekł surowym tonem ojciec.
- Wiem... Nasze dziecko nie żyje...
- Nie to. Wyprowadzamy się z Londynu - powiedziała mama brunetki.
- Ale gdzie?
- Do Miami. Kupiłem sklep. Będziemy sprzedawać instrumenty muzyczne. Wyjedżamy za dwa tygodnie.
- Ale jak to? - wtrąciłem się.
- A ty nie jedziesz. Chyba że, kupisz sobie bilet i mieszkanie w Miami, bo nie będziesz żył na naszym utrzymaniu.
Wybiegłem z sali. Wkurwił mnie. Wyszedłem na świerze powietrze. Wiem, co by mi poprawiło humor. Wybrałem numer do Deza.
- Halo? - odebrał.
- Dez, to ja Austin. Musimy się zobaczyć i pogadać.
- Dobra. To gdzie?
- Jestem głodny. Czyli w pizzeri obok metra.
- Dobra. Zaraz będę.
Dlaczego ja to zrobiłam? Dlaczego pocałowałam Jacka? Jestem głupia... Tylko żeby Austin mi wybaczył... Kiedy przyszłam na łóżko, od razu walnęłam na łóżko. Chciało mi się spać, ale nie mogłam zasnąć. Wreszcie się na to zdecydowałam. Wiem, że to było z mojej strony nie rozsądne. Zeszłam na dół. Moich rodziców nie było w domu. Powoli skierowałam się w stronę szafki z lekami. Otworzyłam ją. Wyjęłam małe pudełeczko z tabletkami nasennymi. Zażyłam jedną. Na wszelki wypadek, wzięłam całe pudełko na górę. Położyłam się na łóżku. Znowu nie mogłam zasnąć. Wzięłam jeszcze dwie tabletki. Kiedy się położyłam trzeci raz, nareszcie usnęłam....
(Austin)
Po 23 wróciłem do domu Ally. Chciałem zabrać moje rzeczy. Kiedy weszłem do jej pokoju, brunetka spała. Nagle walnęłem nogą o jakiś stolik.
- Kurwa! - krzyknąłem.
Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że Ally nawet nie drgnęła. Podszedłem do niej. Powoli ją ruszyłem. Nic. Zaczęłem ją mocniej kołysać.
- Ally, to nie jest śmieszne...
Brunetka nadal się nie obudziła. Na jej szafce zauważyłem puste do połowy pudełko z lekami. Wiedziałem co się stało.
- Ja jebie... - powiedziałem.
Wyjąłem telefon. Wykręciłem numer po pogotowie. Opisałem im sytuację. Powiedzieli, że przyjadą. Wyszedłem na dwór z dziewczyną na pole. Znaczy, trzymałem ją na rękach. Szybko nadjechał ambulans. Dali ją na nosze i zmierzyli puls.
- Żyje... - powiedział ratownik.
- Mogę jechać z wami? - zapytałem. - Jestem jej chłopakiem...
Mężczyzna pokiwał głową.
- Bo ona jest w ciąży... - powiedziałem cicho.
- Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą - odparł z uśmiechem drugi ratownik.
WTF, pomyślałem. Postanowiłem, że zadzwonie do rodziców Ally. Byli zdenerwowani, ale obiecali że przyjadą. Bałem się. O Ally i nasze dziecko. Trzymałem ją za rękę. Kiedy dojechaliśmy, od razu przewieźli ją na salę operacyjną. Usiadłem na krzesełku. Ręce mi się trzęsły, i się spociłem. Zaraz przybiegli rodzice Ally. Opowiedziałem im wszystko. Teraz pozostało nam czekać...
Po godzinie wyszedł lekarz. Nie miał szczęśliwej miny.
- Co z Ally? - zapytałem.
- Mam dwie wiadomości. Dobrą i złą.
- Niech pan najpierw powie dobrą - powiedział tata Ally.
- Panna Ally żyje. A zła to tak... Panna Ally straciła ciąże...
Nie wierzyłem w to. Jak to możliwe? Stałem chyba z 10 minut, nie dowierzając w jego słowa. Nasze dziecko... Ono umarło... Jak Ally na to zareaguje? Byłem chyba najbardziej nieszczęśliwym człowiekiem na świecie. Po chwili z sali wyjechała brunetka. Była podłączona do kilku rurek. Była nieprzytomna. Pielęgniarki zawiozły ją do osobnej sali. Rodzice Ally musieli jechać do domu. Ja przy niej zostałem. Oparłem się na krześle obok jej krzesła. Nawet nie pamiętałem momentu, w którym zasnęłem...
- Austin... - obudził mnie jakiś cieniutki głos.
- Ally - od razu się zerwałem.
- Co z naszym dzieckiem?
- Ono... - ciężko było mi to powiedzieć - Nie żyje... Poroniłaś...
Brunetka zaczęła gorzko płakać. Próbowałem ją jakoś pocieszyć.
- Ally, jestem przy tobie. Obiecuję, że nigdy cię nie zostawie...
- Ale... Jakaś część mnie umarła... Dlaczego wzięłam te tabletki? - była zrozpaczona.
- Nie płacz już, proszę - otarłem jej łzy z policzka.
Nagle do sali wparowali rodzice Ally.
- Dziecko... Tak mi przykro - matka dziewczyny przytuliła ją.
- Ally, musimy ci z mamą coś powiedzieć - rzekł surowym tonem ojciec.
- Wiem... Nasze dziecko nie żyje...
- Nie to. Wyprowadzamy się z Londynu - powiedziała mama brunetki.
- Ale gdzie?
- Do Miami. Kupiłem sklep. Będziemy sprzedawać instrumenty muzyczne. Wyjedżamy za dwa tygodnie.
- Ale jak to? - wtrąciłem się.
- A ty nie jedziesz. Chyba że, kupisz sobie bilet i mieszkanie w Miami, bo nie będziesz żył na naszym utrzymaniu.
Wybiegłem z sali. Wkurwił mnie. Wyszedłem na świerze powietrze. Wiem, co by mi poprawiło humor. Wybrałem numer do Deza.
- Halo? - odebrał.
- Dez, to ja Austin. Musimy się zobaczyć i pogadać.
- Dobra. To gdzie?
- Jestem głodny. Czyli w pizzeri obok metra.
- Dobra. Zaraz będę.
wtorek, 14 stycznia 2014
Rozdział 24
(tydzień później, 10 sierpnia, Ally)
Przez te siedem dni mieszkaliśmy u Shane'a. Moja mama dzwoniła kilka razy, ale nie chciałam z nią rozmawiać. Do Austina przyszła tylko Perrie dwa razy. Mówiła, że ojciec jej nie pozwala.Pewnego dnia, przyszli moi rodzice..
- Skąd wiedzieliście, że tu jesteśmy? - zapytałam.
- Nie trudno było się domyślić... - odparł Lester.
- Ally, Kate, my chcemy, żebyście wrócili... - powiedziała matka.
- Ale bez niego - rzekł surowym tonem ojciec patrząc złowrogo na Austina.
- Bez Austina?! W życiu... - odrzekłam łapiąc go za rękę.
- Dobra... On też - powiedział ojciec.
Spojrzałam na blondyna. On uśmiechnął się. Pobiegliśmy wziąść swoje rzeczy. Kiedy wróciliśmy, tata rozmawiał z Shane'em. Wsiedliśmy do auta. Przez całą drogę było cicho. Nagle zadzwonił telefon Austina. Odebrał. Co chwile potakiwał, a na końcu uśmiechnął się.
- Mój tata. Chce się spotkać. Wiesz, takie męskie spotkanie - szepnął.
- To fajnie - uśmiechnęłam się.
Kiedy dojechaliśmy, chłopak wziął nasze bagaże. Wreszcie padłam na moje łóżko, a Austin położył się obok mnie. Po kilku minutach poszedł wziąść prysznic. Ja sięgnęłam po moją ulubioną książkę. Kiedy Austin przyszedł zapytał:
- Która koszula? Niebieska, czy w kratkę?
- Niebieska - odparłam nie odrywając wzroku od lektury.
Blondyn jeszcze chwilę się zbierał. Kiedy miał zamiar wyjść, podeszłam do niego i szepnęłam:
- Uważaj na siebie.
- Będę - odszepnął i pocałował czule.
Kiedy wyszedł, nie miałam co robić. Postanowiłam, że pójdę do parku. Gdy usiadłam na ławce. Nagle tak jakoś mi się dziwnie w głowie zakręciło...
- Ally, wszystko w porządku? - usłyszałam nad sobą ciepły, męski głos. Od razu go rozpoznałam. Popatrzyłam w górę.
- Jack?
Jack był moi najlepszym przyjacielem. Niestety, wyjechał z rodzicami. Kiedy go ostatnio widziałam, był rudy i miał wystające zęby. Teraz uwagę przykuwały jego głebokie, niebieskie oczy, które idealnie grały z włosami bruneta.
- Tak, to ja - posłał mi czarujący uśmiech.
- Kiedy przyjechałeś?
- W tamtym tygodniu.
Chłopak dosiadł się do mnie. Dowiedziałam się, że mieszka w Chicago i gra w koszykówkę.
- Może pójdziemy do mnie? - zapytał.
- Chętnie.
(Austin)
Wyszedłem, ale miałem jeszcze dużo czasu. Poszedłem do parku. Nagle zobaczyłem... Ally z jakimś brunetem? Postanowiłem ich obserwować. Wstała z nim z ławki. Śledziłem ich. Nagle zaczeli o czymś rozmawiać, i chłopak nagle pocałował Ally. Chciałem go zabić. Tylko, brunetka odwzajemniała ten pocałunek.
- Ally!? - krzyknąłem.
Siedemnastolatka szybko się od niego oderwała. Przybiegła do mnie.
- Austin, przepraszam, ja nie wiem dlaczego to zrobiłam...
- Pierdol się - odparłem obojętnie.
Udałem się w stronę baru. Chciałem się nachlać do nieprzytomności.
- Austin, nie... - usłyszałem z sobą, ale nie odwracałem się...
(Jack)
- Co to za typ? - zapytałem podchodząc do roztrzęsionej Ally.
- To mój chłopak i... Ojciec naszego dziecka...
- CO?!
Brunetka pokiwała głową. Objąłem ją ramieniem, i odprowadziłem do domu. Kiedy doszliśmy, Ally szepnęła:
- Dziękuję.
Ja się uśmiechnąłem. Kiedy weszła do domu, ja wyjąłem telefon. Napisałem SMSa z treścią: "Tam gdzie zawsze." Wsiadłem w odpowiedni autobus. Po dziesięciu minutach, byłem na miejscu. Zauważyłem charakterystyczne czarne Porshe. Poszedłem w jego stronę.
- I co? - zapytała Kira, kiedy usiadłem z tyłu.
- Jest prawie moja tylko... Potrzebuje kasy....
- Masz - Elliot podał mi kopertę - A teraz spadaj.
Wysiadłem z auta, a Porshe odjechało z piskiem opon. Wyjąłem banknoty i zacząłem je przeliczać. Co za knoty, dali mi dwieście funtów! Ale teraz już nic nie mogę zrobić. Wolnym krokiem powlokłem się do domu...
Przez te siedem dni mieszkaliśmy u Shane'a. Moja mama dzwoniła kilka razy, ale nie chciałam z nią rozmawiać. Do Austina przyszła tylko Perrie dwa razy. Mówiła, że ojciec jej nie pozwala.Pewnego dnia, przyszli moi rodzice..
- Skąd wiedzieliście, że tu jesteśmy? - zapytałam.
- Nie trudno było się domyślić... - odparł Lester.
- Ally, Kate, my chcemy, żebyście wrócili... - powiedziała matka.
- Ale bez niego - rzekł surowym tonem ojciec patrząc złowrogo na Austina.
- Bez Austina?! W życiu... - odrzekłam łapiąc go za rękę.
- Dobra... On też - powiedział ojciec.
Spojrzałam na blondyna. On uśmiechnął się. Pobiegliśmy wziąść swoje rzeczy. Kiedy wróciliśmy, tata rozmawiał z Shane'em. Wsiedliśmy do auta. Przez całą drogę było cicho. Nagle zadzwonił telefon Austina. Odebrał. Co chwile potakiwał, a na końcu uśmiechnął się.
- Mój tata. Chce się spotkać. Wiesz, takie męskie spotkanie - szepnął.
- To fajnie - uśmiechnęłam się.
Kiedy dojechaliśmy, chłopak wziął nasze bagaże. Wreszcie padłam na moje łóżko, a Austin położył się obok mnie. Po kilku minutach poszedł wziąść prysznic. Ja sięgnęłam po moją ulubioną książkę. Kiedy Austin przyszedł zapytał:
- Która koszula? Niebieska, czy w kratkę?
- Niebieska - odparłam nie odrywając wzroku od lektury.
Blondyn jeszcze chwilę się zbierał. Kiedy miał zamiar wyjść, podeszłam do niego i szepnęłam:
- Uważaj na siebie.
- Będę - odszepnął i pocałował czule.
Kiedy wyszedł, nie miałam co robić. Postanowiłam, że pójdę do parku. Gdy usiadłam na ławce. Nagle tak jakoś mi się dziwnie w głowie zakręciło...
- Ally, wszystko w porządku? - usłyszałam nad sobą ciepły, męski głos. Od razu go rozpoznałam. Popatrzyłam w górę.
- Jack?
Jack był moi najlepszym przyjacielem. Niestety, wyjechał z rodzicami. Kiedy go ostatnio widziałam, był rudy i miał wystające zęby. Teraz uwagę przykuwały jego głebokie, niebieskie oczy, które idealnie grały z włosami bruneta.
- Tak, to ja - posłał mi czarujący uśmiech.
- Kiedy przyjechałeś?
- W tamtym tygodniu.
Chłopak dosiadł się do mnie. Dowiedziałam się, że mieszka w Chicago i gra w koszykówkę.
- Może pójdziemy do mnie? - zapytał.
- Chętnie.
(Austin)
Wyszedłem, ale miałem jeszcze dużo czasu. Poszedłem do parku. Nagle zobaczyłem... Ally z jakimś brunetem? Postanowiłem ich obserwować. Wstała z nim z ławki. Śledziłem ich. Nagle zaczeli o czymś rozmawiać, i chłopak nagle pocałował Ally. Chciałem go zabić. Tylko, brunetka odwzajemniała ten pocałunek.
- Ally!? - krzyknąłem.
Siedemnastolatka szybko się od niego oderwała. Przybiegła do mnie.
- Austin, przepraszam, ja nie wiem dlaczego to zrobiłam...
- Pierdol się - odparłem obojętnie.
Udałem się w stronę baru. Chciałem się nachlać do nieprzytomności.
- Austin, nie... - usłyszałem z sobą, ale nie odwracałem się...
(Jack)
- Co to za typ? - zapytałem podchodząc do roztrzęsionej Ally.
- To mój chłopak i... Ojciec naszego dziecka...
- CO?!
Brunetka pokiwała głową. Objąłem ją ramieniem, i odprowadziłem do domu. Kiedy doszliśmy, Ally szepnęła:
- Dziękuję.
Ja się uśmiechnąłem. Kiedy weszła do domu, ja wyjąłem telefon. Napisałem SMSa z treścią: "Tam gdzie zawsze." Wsiadłem w odpowiedni autobus. Po dziesięciu minutach, byłem na miejscu. Zauważyłem charakterystyczne czarne Porshe. Poszedłem w jego stronę.
- I co? - zapytała Kira, kiedy usiadłem z tyłu.
- Jest prawie moja tylko... Potrzebuje kasy....
- Masz - Elliot podał mi kopertę - A teraz spadaj.
Wysiadłem z auta, a Porshe odjechało z piskiem opon. Wyjąłem banknoty i zacząłem je przeliczać. Co za knoty, dali mi dwieście funtów! Ale teraz już nic nie mogę zrobić. Wolnym krokiem powlokłem się do domu...
sobota, 4 stycznia 2014
Rozdział 23
(Ally)
- Jak dasz na imię jemu albo jej? - zapytałam Kate.
- Nie zastanawialiśmy się - odparła z uśmiechem. - Ale jak już, to Lux.
- A chłopiec?
- Nie, to na pewno będzie dziewczynka - zaśmiała się.
Dochodziła już 21. Siedziałam z siostrą na kanapie, i piłyśmy kakałko. Jak dawniej... Shane i Austin poszli... Nawet nie wiem gdzie. Gdzieś wychodzili, mówili że wrócą w nocy, więc pewnie do baru. Mniejsza o to... Byłam zmęczona, postanowiłam się już położyć.
- Dobra, ja idę, dobranoc - powiedziałam do siostry i poszłam do łóżka.
Nie mogłam zasnąć. Cały czas przewracałam się z boku na bok. Myślałam, co będzie ze mną i Austinem. Po jakimś czasie, udało mi się przejść w objęcia Morfeusza. Obudziłam się po północy. Znaczy, któs mnie obudził. To był Austin. Chłopak był nawalony jak świnia, i trzymał ze sobą wiekieeego misia. Wstałam z łóżka, a on uklęknął przedemną i zaczął mruczeć:
- Popatrz, jakiego ci ładnego misia tatuś kupił...
- Tak, śliczny, ale dzisiaj śpisz na kanapie - powiedziałam.
- Nie, to ja śpię z mamusią - nie wiedział co mówił.
- Austin, to ja mówię, Ally, śpisz na kanapię, nie będę spała z tobą, jeżeli jesteś taki pijany.
- Jak chcesz, ale żałuj - zostawił misia koło łóżka i poszedł.
Ja położyłam się na łóżku. Po pięciu minutach, spałam.
(Austin)
Obudziłem się o 10. Miałem meeega kaca. Widziałem że wszyscy już są na nogach. Wstałem. Podszedłem do lodówki, i wlałem sobie mleka do szklanki. Ally przytuliła się do mnie.
- Ładnego misia kupiłeś Olivii albo Nicky'emu - uśmiechnęła się.
- No wiem - pocałowałem ją.
- Kochany jesteś.
- No wiem - powtórzyłem.
- Awww - zrobiła Kate.
Ally zrobiła mi śniadanie. Potem wybraliśmy się na spacer. Objąłem ją ramieniem. Poszliśmy do parku. Usiedliśmy na ławce.
- Pamiętasz naszą rozmowę sprzed dwóch tygodni? - zapytała nagle.
- Pamiętam każdą naszą rozmowę.
- Powiedziałeś, że nie boisz się, że będziemy mieli dziecko, bo mamy rodzinę, a teraz jak sądzisz?
- Tak, przyznaję, trochę się boję, ale damy radę - uśmiechnęłem się i ścisnąłem mocno jej dłoń. Dziewczyna odwzajemniła oba gesty.
- Kocham cię - szepnęła.
- Ja ciebie bardziej - odszepnąłem i pocałowałem ją w czoło.
NO hejjj ;) przepraszam, że taki krótki, ale nie dałam rady dalej :// komentujcie!
- Jak dasz na imię jemu albo jej? - zapytałam Kate.
- Nie zastanawialiśmy się - odparła z uśmiechem. - Ale jak już, to Lux.
- A chłopiec?
- Nie, to na pewno będzie dziewczynka - zaśmiała się.
Dochodziła już 21. Siedziałam z siostrą na kanapie, i piłyśmy kakałko. Jak dawniej... Shane i Austin poszli... Nawet nie wiem gdzie. Gdzieś wychodzili, mówili że wrócą w nocy, więc pewnie do baru. Mniejsza o to... Byłam zmęczona, postanowiłam się już położyć.
- Dobra, ja idę, dobranoc - powiedziałam do siostry i poszłam do łóżka.
Nie mogłam zasnąć. Cały czas przewracałam się z boku na bok. Myślałam, co będzie ze mną i Austinem. Po jakimś czasie, udało mi się przejść w objęcia Morfeusza. Obudziłam się po północy. Znaczy, któs mnie obudził. To był Austin. Chłopak był nawalony jak świnia, i trzymał ze sobą wiekieeego misia. Wstałam z łóżka, a on uklęknął przedemną i zaczął mruczeć:
- Popatrz, jakiego ci ładnego misia tatuś kupił...
- Tak, śliczny, ale dzisiaj śpisz na kanapie - powiedziałam.
- Nie, to ja śpię z mamusią - nie wiedział co mówił.
- Austin, to ja mówię, Ally, śpisz na kanapię, nie będę spała z tobą, jeżeli jesteś taki pijany.
- Jak chcesz, ale żałuj - zostawił misia koło łóżka i poszedł.
Ja położyłam się na łóżku. Po pięciu minutach, spałam.
(Austin)
Obudziłem się o 10. Miałem meeega kaca. Widziałem że wszyscy już są na nogach. Wstałem. Podszedłem do lodówki, i wlałem sobie mleka do szklanki. Ally przytuliła się do mnie.
- Ładnego misia kupiłeś Olivii albo Nicky'emu - uśmiechnęła się.
- No wiem - pocałowałem ją.
- Kochany jesteś.
- No wiem - powtórzyłem.
- Awww - zrobiła Kate.
Ally zrobiła mi śniadanie. Potem wybraliśmy się na spacer. Objąłem ją ramieniem. Poszliśmy do parku. Usiedliśmy na ławce.
- Pamiętasz naszą rozmowę sprzed dwóch tygodni? - zapytała nagle.
- Pamiętam każdą naszą rozmowę.
- Powiedziałeś, że nie boisz się, że będziemy mieli dziecko, bo mamy rodzinę, a teraz jak sądzisz?
- Tak, przyznaję, trochę się boję, ale damy radę - uśmiechnęłem się i ścisnąłem mocno jej dłoń. Dziewczyna odwzajemniła oba gesty.
- Kocham cię - szepnęła.
- Ja ciebie bardziej - odszepnąłem i pocałowałem ją w czoło.
NO hejjj ;) przepraszam, że taki krótki, ale nie dałam rady dalej :// komentujcie!
poniedziałek, 30 grudnia 2013
Rozdział 22
(Ally)
Poszliśmy z chłopakiem do mnie. Kate jeszcze nie było. Przynajmniej kiedy była u Shane'a miałam pewność, że jest bezpieczna. Austin usiadł na kanapie, ja obok.
- To śpisz na kanapie? - uśmiechnęłam się do chłopaka.
- Z tobą, to tak - odwzajemnił gest.
- Wiesz, ja jestem w ciąży, muszę się wysypiać... - próbowałam się jakoś wywinąć.
- No to śpię z tobą u ciebie - powiedział i pocałował mnie.
- No dobra - odparłam.
- Zrób mi coś do jedzenia - poprosił.
- Pfff, chyba raczej ty mi.
- Ok, ale nie moja wina jak się czymś zatrujecie - powiedział i udał się do kuchni.
Zatrujecie... Nie myślałam, że ktoś tak do mnie powie, w takim wieku... Ale jestem szczęśliwa. Chyba nawet jak nigdy. No, oprócz tego, że rodzice Austina nie akceptują naszego dziecka... Trudno. Poradzimy sobie. Przecież Perrie ofiarowała nam swoją pomoc. Austin mnie nie zostawi. Przecież mnie kocha. Chyba... Nie, on mnie na pewno kocha. Po kilku minutach chłopak przyszedł z tacą kanapek.
- Z czym to? - zapytałam tonem królowej.
- Z szynką i z serem - odparł.
Razem z blondynem zjedliśmy jedzenie. Potem włączyliśmy jakąś komedię z Cameron Diaz. W połowie filmu zasnęłam.
Obudziłam się w nocy, na klatce piersiowej Austina. Chłopak nie spał, patrzył się na mnie, i czesał lekko palcami moje włosy. Kiedy zobaczył, że mam otwarte oczy, powiedział cicho:
- Obudziłem cię?
- Nie - szepnęłam - Która godzina?
- Pierwsza dwadzieścia pięć.
- Chodźmy na górę - powiedziałam.
Blondyn zaniósł mnie na górę, i położył delikatnie na łóżku. Potem mnie jeszcze pocałował, i położył się obok mnie.
(3 sieprnia, Austin)
- Nie denerwuj się - powiedziałem do brunetki.
- Jak mam się nie denerwować?! Kate mi dopiero napisała, że już wyjeżdżają z lotniska! - krzyknęła.
Ally chodziła po salonie w tę i z powrotem. Ja przez ten czas próbowałem ją bezskutecznie uspokoić.
- Ally, spokojnie, jesteśmy przygotowani na wszystko, przecież nawet mam trochę pieniędzy uzbieranych... - rzekłem.
Przez te dwa tygodnie mieszkałem u Dawsonów. Kate nie miała nic przeciwko. Przez te dni, moja siostra odwiedzała mnie tu codziennie, dwa razy przyszła z mamą. Przez ten czas, napisaliśmy też z Ally piosenkę, która stała się absolutnym hitem. Dez nakręcił teledysk, i nawet niezłą kaskę zarobiłem. Dziewczyna usiadła obok mnie.
- Ale będziesz ze mną? - zapytała.
- Zawsze - pocałowałem ją.
Objąłem dziewczynę. Po kilkunastu minutach, do domu wpadła Kate i krzyknęła:
- Idą!
Ustawiliśmy się "na baczność". Po chwili, powoli weszli Penny i Lester. Serce mi mocniej zabiło. Złapałem brunetkę za ręke.
- Cześć mamo - dziewczyna przytuliła się najpierw do matki, potem do ojca. - Jak było we Włoszech?
- Dobrze, a jak tam u was?
- Yyyy, yyyy - nie wiedziała jak zacząć.
Podeszła do mnie. Objąłem ją ramieniem. Wzięła głęboki wdech i powiedziała:
- Jestem w ciąży.
Otworzyli ze zdumienia usta. Ally poleciały łzy.
- Pakuj się - odparł Lester.
- Co?! - krzyknęły Ally, Kate i Penny.
- Gówno! - wrzasnął mężczyzna - Nie masz prawa, nazywać się moją córką! Z czego wy będziecie żyć?!
- No, jestem piosenkarzem, instrumentalistą, tancerzem... - zacząłem.
- I co z tego gówniarzu?! Nie poradzicie sobie! - warknął.
- Austin, chodź jednak - dziewczyna złapała mnie za ramię i pobiegliśmy do jej pokoju.
Zaczęła liczyć pieniądze ze skarbonki. Ja ją za ten czas pakowałem. Nagle wparowała Kate.
- Gdzie idziecie? - zapytała.
- Do hotelu - odparła ocierając łzę.
- Ally... Ja też jestem w ciąży - powiedziała.
Brunetkę zamurowało. Mnie też. Kate powiedziała:
- Napisałam do Shane'a, że zaraz u niego będziemy. Nie musicie jechać do hotelu.
- Dzięki siostra - Ally przytuliła blondynkę.
Wziąłem torbę swoją i siedemnastolatki i wyszliśmy z Kate z domu, nie żegnając się z ich rodzicami. Złapaliśmy jeszcze taksówkę. Po dwudziestu minutach byliśmy na miejscu. Shane ma własne mieszkanie, co prawda małe, ale się zmieścimy. Ja oczywiście zamówiłem sobie pokój z Ally.
- Austin... Ale ty mnie nie zostawisz? - zapytała cicho dziewczyna.
- Nigdy - odparłem i pocałowałem ją w czoło.
Poszliśmy z chłopakiem do mnie. Kate jeszcze nie było. Przynajmniej kiedy była u Shane'a miałam pewność, że jest bezpieczna. Austin usiadł na kanapie, ja obok.
- To śpisz na kanapie? - uśmiechnęłam się do chłopaka.
- Z tobą, to tak - odwzajemnił gest.
- Wiesz, ja jestem w ciąży, muszę się wysypiać... - próbowałam się jakoś wywinąć.
- No to śpię z tobą u ciebie - powiedział i pocałował mnie.
- No dobra - odparłam.
- Zrób mi coś do jedzenia - poprosił.
- Pfff, chyba raczej ty mi.
- Ok, ale nie moja wina jak się czymś zatrujecie - powiedział i udał się do kuchni.
Zatrujecie... Nie myślałam, że ktoś tak do mnie powie, w takim wieku... Ale jestem szczęśliwa. Chyba nawet jak nigdy. No, oprócz tego, że rodzice Austina nie akceptują naszego dziecka... Trudno. Poradzimy sobie. Przecież Perrie ofiarowała nam swoją pomoc. Austin mnie nie zostawi. Przecież mnie kocha. Chyba... Nie, on mnie na pewno kocha. Po kilku minutach chłopak przyszedł z tacą kanapek.
- Z czym to? - zapytałam tonem królowej.
- Z szynką i z serem - odparł.
Razem z blondynem zjedliśmy jedzenie. Potem włączyliśmy jakąś komedię z Cameron Diaz. W połowie filmu zasnęłam.
Obudziłam się w nocy, na klatce piersiowej Austina. Chłopak nie spał, patrzył się na mnie, i czesał lekko palcami moje włosy. Kiedy zobaczył, że mam otwarte oczy, powiedział cicho:
- Obudziłem cię?
- Nie - szepnęłam - Która godzina?
- Pierwsza dwadzieścia pięć.
- Chodźmy na górę - powiedziałam.
Blondyn zaniósł mnie na górę, i położył delikatnie na łóżku. Potem mnie jeszcze pocałował, i położył się obok mnie.
(3 sieprnia, Austin)
- Nie denerwuj się - powiedziałem do brunetki.
- Jak mam się nie denerwować?! Kate mi dopiero napisała, że już wyjeżdżają z lotniska! - krzyknęła.
Ally chodziła po salonie w tę i z powrotem. Ja przez ten czas próbowałem ją bezskutecznie uspokoić.
- Ally, spokojnie, jesteśmy przygotowani na wszystko, przecież nawet mam trochę pieniędzy uzbieranych... - rzekłem.
Przez te dwa tygodnie mieszkałem u Dawsonów. Kate nie miała nic przeciwko. Przez te dni, moja siostra odwiedzała mnie tu codziennie, dwa razy przyszła z mamą. Przez ten czas, napisaliśmy też z Ally piosenkę, która stała się absolutnym hitem. Dez nakręcił teledysk, i nawet niezłą kaskę zarobiłem. Dziewczyna usiadła obok mnie.
- Ale będziesz ze mną? - zapytała.
- Zawsze - pocałowałem ją.
Objąłem dziewczynę. Po kilkunastu minutach, do domu wpadła Kate i krzyknęła:
- Idą!
Ustawiliśmy się "na baczność". Po chwili, powoli weszli Penny i Lester. Serce mi mocniej zabiło. Złapałem brunetkę za ręke.
- Cześć mamo - dziewczyna przytuliła się najpierw do matki, potem do ojca. - Jak było we Włoszech?
- Dobrze, a jak tam u was?
- Yyyy, yyyy - nie wiedziała jak zacząć.
Podeszła do mnie. Objąłem ją ramieniem. Wzięła głęboki wdech i powiedziała:
- Jestem w ciąży.
Otworzyli ze zdumienia usta. Ally poleciały łzy.
- Pakuj się - odparł Lester.
- Co?! - krzyknęły Ally, Kate i Penny.
- Gówno! - wrzasnął mężczyzna - Nie masz prawa, nazywać się moją córką! Z czego wy będziecie żyć?!
- No, jestem piosenkarzem, instrumentalistą, tancerzem... - zacząłem.
- I co z tego gówniarzu?! Nie poradzicie sobie! - warknął.
- Austin, chodź jednak - dziewczyna złapała mnie za ramię i pobiegliśmy do jej pokoju.
Zaczęła liczyć pieniądze ze skarbonki. Ja ją za ten czas pakowałem. Nagle wparowała Kate.
- Gdzie idziecie? - zapytała.
- Do hotelu - odparła ocierając łzę.
- Ally... Ja też jestem w ciąży - powiedziała.
Brunetkę zamurowało. Mnie też. Kate powiedziała:
- Napisałam do Shane'a, że zaraz u niego będziemy. Nie musicie jechać do hotelu.
- Dzięki siostra - Ally przytuliła blondynkę.
Wziąłem torbę swoją i siedemnastolatki i wyszliśmy z Kate z domu, nie żegnając się z ich rodzicami. Złapaliśmy jeszcze taksówkę. Po dwudziestu minutach byliśmy na miejscu. Shane ma własne mieszkanie, co prawda małe, ale się zmieścimy. Ja oczywiście zamówiłem sobie pokój z Ally.
- Austin... Ale ty mnie nie zostawisz? - zapytała cicho dziewczyna.
- Nigdy - odparłem i pocałowałem ją w czoło.
Subskrybuj:
Posty (Atom)