niedziela, 1 grudnia 2013

Rozdział 9

(Ally)

Spędziliśmy z Austinem świetny dzień. Byliśmy na spacerze po Tamizie, a potem na pizzy. Teraz chłopak odprowadzał mnie do domu. Dochodziła godzina 19. Było romantycznie.
- To co, wejdziemy do ciebie? - zapytał uwodzicielsko blondyn.
- No nie wiem, rodzice mogą być w domu...
- To pójdziemy na górę - prosił mnie.
- No dobra - powiedziałam z uśmiechem.
Wtedy ktoś głośno krzyknął: MOON! Odwróciliśmy się. Zobaczyliśmy zamaskowaną osobę, mierzącą do nas z pistoletu.
- Wyrównamy rachunki - powiedział napastnik.
Strzelił. Austin zasłonił mnie swoim ciałem. Osoba uciekła. Szybko zadzwoniłam po karetkę. Po policzkach płyneły mi łzy. Nachyliłam się do leżącego chłopaka.
- Austin, nie zasypiaj, proszę, nie zostawiaj mnie tu, kocham cię - zaczełam do niego mówić.
- Ally, kocham się, przepraszam za wszystkie wyrządzone krzywdy - zaczął gadać jakby miał się żeganć.
- Austin, będzie dobrze, zaraz przyjedzie karetka, uratują cię, proszę, nie poddawaj się...
Zasnął. Zaczełam coraz bardziej płakać. Przyjechała karetka. Położyli go na noszach, i włożyli do ambulansu.
- Przepraszam, mogę z wami jechać? - zapytałam ratownika.
- Pani z rodziny?
- Nie, ale to mój chłopak, kocham go...- poczułam że po policzku poleciała mi łza.
- Dobrze, może pani jechać - mężczyzna uśmiechnął się.
Wsiadłam do pojazdu.
- Co z nim? - spytałam.
- Został postrzelony w prawe przedramię. Trzeba będzie operować.
 Zadzwoniłam do Perrie, żeby powiedzieć jej co się dzieje z Austinem. Obiecała że zaraz pojawią się z jego rodzicami w szpitalu. Dojechaliśmy. Od razu zawieźli go na operacyjną. Lekarz uprzedził mnie:
- Operacja może chwile potrwać. Kula mocno się wbiła.
Usiadłam na krześle pod blokiem opracyjnym. Chwilę potem przybiegli zdyszani rodzice blondyna i jego siostra.
- Co z nim? - zapytał od razu ojciec chłopaka.
- Jest operowany, kula mocno się wbiła.
- Ale jak się to wogóle stało? - spytała Perrie.
- No, byliśmy pod moim domem, rozmawialiśmy, i wtedy ta osoba strzeliła... Austin zasłonił mnie swoim ciałem...
- Jezu Chryste... - jękneła matka chłopaka.  
Usiedliśmy. Pół godziny siedziałam z nimi, kiedy doszłam do wniosku, że mogę iść do Kate.
- Pójdę do mojej siostry, również leży w tym szpitalu - powiedziałam.
- Czekaj - zawołała za mną Perrie - pójdę z tobą.
Doszłyśmy do sali. Gdy weszłyśmy do niej, nie było Shane, ani rodziców, tylko Kate słuchająca muzyki. Gdy nas zobaczyła, z trudem usiadła i powiedziała:
- O, cześć.
- Ty już mówisz? - zdziwiłam się.
- Tak, lekarze mówią że to cud, że rany tak szybko się goją - uśmiechneła się.
- A nie ma przy tobie Shana, albo rodziców? - spytałam.
- Rodzice dopiero pojechali, a po południu rodzice Shana go zabrali do domu. Musi sobie odpocząć. A... Co wy tu robicie o tej godzinie?
- Austin...- kolejny raz zaczełam płakać.
Perrie opowiedziała Kate, co się stało z Austinem. Blondynka nie wiedziała co powiedzieć. Rozłożyła ramiona, jak do przytulenia. Bez słowa przytuliłam się do niej.
- Cicho mała, będzie dobrze zobaczysz...
Uspokoiłam się. Chwilę potem zaczełyśmy rozmowę, a o Austinie już nie rozmawiałyśmy...
(Elliot)
- Mówię ci laska, żałuj że cię tam nie było - opowiadałem czarnowłosej śmiejąc się.
- Fuck, czego musiałam wtedy być w domu? - spytała z żalem.
Siedzieliśmy z Kirą w Porche jej ojca.
- Fajne macie to autko - rozejrzałem się.
- Dzięki. Ale Elliot, mam pytanie...
- No?
- Czujesz jeszcze coś do Ally? - spytała tajemniczo.
- Nie, poprostu chcę się na niej zemścić - powiedziałem przez zęby.
- To dobrze - rzekła i pocałowała mnie.
- Za co to? - zapytałem.
- Za nic. Podobasz mi się - powiedziała i zaczeła mnie całować.



No to jest rozdział 9 ;) Jestem trochę przybita, bo zmarł najlepszy aktor, jakiego nosiła Matka Ziemia, Paul Walker [*] http://www.youtube.com/watch?v=rv8C1wjbsKw <--- macie tu jeszcze piosenkę z F&F, bez Niego ten film już nie będzie ten sam...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz